Moje pierwsze zetknięcie się z Józefem Prowerem miało miejsce w listopadzie 1944 roku w Szkocji w Kinghorn. W kompanii należącej do polskiej Wojskowej Komendy Ubezpieczeń w tejże miejscowości pełnił on funkcję opiekuna świetlicy. W miejscowości tej była społeczność wierzących. Od nich otrzymałem polski Nowy Testament oraz zaproszenie na nabożeństwo w języku angielskim, a brat Prower zwracał się w kilku słowach do polskich żołnierzy, jeśli się tam pojawili. Po tygodniowym pobycie w tej kompanii zostałem przeniesiony do innej jednostki wojskowej i nie miałem z nim kontaktu. Następne spotkanie miało miejsce w Cieszynie wiosną 1947 r., gdy Józef Prower tłumaczył Jamesa Leesa. Mówił on wtedy świadectwo o swoich „nawróconych skrzypcach” i grał pieśni z naszego śpiewnika. Mówił również, że odmówił grania na tych skrzypcach w orkiestrach świeckich.
Pragnął podjąć pracę zarobkową najpierw w górnictwie, a następnie został zatrudniony w przedsiębiorstwie budowlanym.
Miałem możliwość słuchać brata Józefa jako tłumacza języka angielskiego w zborach Stanowczych Chrześcijan szczególnie długo, bo przez cały październik 1959 r. Tłumaczył wtedy misjonarza z Indii, Haralda Grovesa.
Józef Prower mieszkał w Bielsku-Białej i zajmował się tłumaczeniem książek: „Wędrówka Pielgrzyma”, „Biblia dla małych oczu”. Ponieważ były one drukowane w Cieszynie, potrzebne teksty i korekty dostarczał mi do mojego miejsca pracy, a ja jako dojeżdżający z Cieszyna, zanosiłem to do drukarni. Gdy byłem poza biurem, często leżała na stole paczka z drukarni, a koledzy w pracy mówili, że przyniósł to ten profesor, który roznosi mleko.
Gdy nabyłem swój pierwszy samochód w 1965 r., wielokrotnie przewoziłem Józefa Prowera jako tłumacza wraz z zagranicznymi gośćmi. W tym okresie nie było ich wielu.
Z tego okresu zapamiętałem dobrą radę brata Józefa, która brzmiała: „Jeśli chcesz tłumaczyć kazania sług Bożych, to musisz codziennie w tym języku czytać Pismo Święte”. Tej dobry rady trzymam się do dnia dzisiejszego.
Jan Guńka
Zbór „ELIM” w Cieszynie