Witold Chrapek – Jak poznałem Józefa Prowera

Witold Chrapek z małżonką

W roku 1968 skończyłem studia na AGH, podjąłem pracę i równocześnie zacząłem uczyć się języka angielskiego na kursach wieczorowych. Moim pragnieniem było odwiedzać inne kraje i do tego, jak wnioskowałem, powinienem znać język angielski. Po trzech latach nauki, w 1971 roku nadarzyła się pierwsza okazja wyjazdu na dwa tygodnie do Austrii. Oficjalne zaproszenie, które potrzebowałem, aby otrzymać zarówno paszport jak i wizę, załatwił mi przyjaciel z Anglii, Alex Williams, którego poznałem, będąc jeszcze studentem. Był to wyjazd, który odmienił moje życie, ponieważ w Austrii przebywałem w ośrodku chrześcijańskim i tam powierzyłem swoje życie Chrystusowi. Wtedy też dowiedziałem się od Alexa o Józefie Prowerze, człowieku o niezwykłych uzdolnieniach językowych, który, jak mnie zapewniał, mógłby pomóc mi w doszlifowaniu mojego angielskiego.

Po powrocie do Bielska-Białej, gdzie mieszkałem, skontaktowałem się z Józefem Prowerem, który zaraz przy pierwszym spotkaniu wywarł na mnie wielkie wrażenie. Jego promienny uśmiech, ujmujący sposób bycia, uprzejmość i bezpośredniość zdradzały człowieka ponadprzeciętnego, jakim w rzeczywistości był. Wtedy nie znałem jeszcze jego wirtuozerii w grze na skrzypcach, daru usługiwania Słowem Bożym czy wybitnego daru translatorskiego – o których przekonałem się dopiero później, gdy zacząłem uczęszczać na nabożeństwa do zboru ZKE przy ulicy Łukowej w Bielsku-Białej.

Perspektywa wyjazdu do Stanów Zjednoczonych zmobilizowała mnie do jeszcze intensywniejszej nauki angielskiego, zarówno na kursie jak i na lekcjach u Józefa Prowera. Jego znajomość tego języka (nienaganna dykcja, akcent, zasób słów) jak i sposób przekazywania tej wiedzy były wyjątkowe i sprawiały, że nauka u niego była czystą przyjemnością.

W maju 1973 roku wyjechałem do USA, mając nadzieję na znalezienie tam pracy w swoim zawodzie. Bóg był łaskaw wysłuchać moich modlitw, ponieważ kiedy przebywałem w Pittsburghu, duża firma inżynierska podpisała kontrakt z Polską na zaprojektowanie i wybudowanie odlewni żeliwa w Koluszkach. Innymi słowy, Bóg sprawił, że znalazłem się na właściwym miejscu i we właściwym czasie, gdyż realizacja tego projektu wiązała się z zatrudnieniem przez tą firmę dodatkowego sztabu inżynierów. Szczególnie poszukiwani byli tacy, którzy znali zarówno język angielski jak i polski, czyli była to praca jakby stworzona dla mnie. Nie muszę wyjaśniać, że firma przyjęła mnie z „otwartymi ramionami” i dla skrócenia zbędnych opisów, podam że przepracowałem tam prawie trzy lata.

W czerwcu 1976 roku wróciłem do Polski, spotkałem się na krótko z Józefem Prowerem i wyjechałem do Koluszek, gdzie moja firma finalizowała budowę odlewni żeliwa. Kiedy po kilku tygodniach przyjechałem do Bielska, dowiedziałem się, że Józef Prower niespodziewanie odszedł do wieczności.

Wtedy wdowa po nim, Anna Prower, zaproponowała mi przejęcie służby tłumaczenia angielskojęzycznych gości odwiedzających nasze zbory – służbę, którą tak doskonale wykonywał wcześniej brat Józef. Propozycję tę potraktowałem jako zaszczyt i przywilej, a także jeśli mogę tak powiedzieć, spełnienie „testamentu” mojego byłego i drogiego mojemu sercu nauczyciela. Z Bożą pomocą służbę tę sprawowałem przez następne dwadzieścia parę lat.

 

Witold Chrapek

Krajowy koordynator  Międzynarodowego Stowarzyszenia Gedeonitów.