Trudno opisać życie tak niezwykłego człowieka, jakim był nasz kochany i niezapominany Brat w Chrystusie, Józef Prower. Jestem pewien tego, że nikt nie zaprzeczy, iż był to anioł w ludzkiej postaci. Jego miłość do braci i sióstr, zborów, kościoła i w ogóle całego otoczenia, w którym przebywał, była promieniejąca. Miałem szczęście wzrastać u jego boku, ucząc się od niego pokory, miłości i uwielbienia Pana.
Wspólnie razem muzykowaliśmy na skrzypcach i śpiewaliśmy pieśni, szczególnie ze „Śpiewnika Pielgrzyma”. Służyliśmy grą we wszystkich zborach na Śląsku, a również w czasie konferencji. Zdarzyło się też, że na jednym z Synodów ZKE poproszono Ziutka, by zagrał coś na skrzypcach. Byłem przerażony, kiedy wstał i zawołał, aby Ferduś przyszedł i żebyśmy wspólnie zagrali i zaśpiewali na dwa głosy Aveyron Mozarta. Ugięły mi się ze strachu nogi i nie było mowy o wycofaniu się. Ale udało się, zresztą musiało się udać, bo tam gdzie ja słabiej zagrałem, on wyretuszował.
Pamiętam, że kiedy Ziutek przyjechał z Anglii, chcieliśmy w chorzowskim zborze zagrać pieśń „Bracia wykrzykujcie, radość dał wam Bóg”, ale on nie umiał sobie przypomnieć treści tej pieśni i mówił: „Ferdusiu, jaka to jest pieśń, która zaczyna się od słów „Bracia hałasujcie”? Byłem dyrygentem w chorzowskim zborze, gdzie razem z Ziutkiem nagraliśmy taśmę pieśni chórowych w Kościele Ewangelicko-Augsburskim. Było to słabiutkie nagranie, gdyż nie posiadaliśmy dobrego sprzętu nagłaśniającego. Jeden mały mikrofon nie wychwycił głosu rozchodzącego się po całym kościele, ale jeszcze do dzisiaj niektórzy zborownicy odtwarzają nagrane wtedy pieśni.
Smutno nam było, kiedy brat Józef wyprowadził się z Chorzowa do Bielska-Białej. Pomagałem mu przy przeprowadzce. Jeździliśmy ciężarowym samochodem na „pace”, siedząc między meblami. Dużo rozmawialiśmy o męczeńskiej śmierci chrześcijan. Ziutek mówił między innymi, że śmierć nie jest taka straszna, że człowiek nie odczuwa bólu przy ukłuciu nożem w piersi. Budował swoją wiarę, żeby nie bać się śmierci dla Pana.
Nasze ostatnie spotkanie miało miejsce 11 lipca 1976 r. w zborze sosnowieckim. W usłudze poruszył temat Izraela w oparciu o tekst z 1 Mojżeszowej 2:21-24. Stwierdził w swoim przemówieniu, że naród izraelski jest „wskazówką” w historii świata. Wspólnie potem wracaliśmy z Sosnowca do Katowic. Prosiłem Ziutka, by wstąpił do mnie do domu, gdyż sprawiłoby to wielką radość mojej żonie i Liluni – córeczce, która też uczyła się grać na skrzypcach. Tego życzenia nie mógł spełnić, ponieważ już uprzednio umówił się ze swoim synem Mundziem w Bielsku. Obiecał mi, że gdy tylko będzie w Katowicach, odwiedzi nas. Rozmawialiśmy też po drodze z Sosnowca o niezdrowej sytuacji w Kościele ZKE. Byliśmy zgodni, że należy modlić się, ażeby zamilkły wszelkie uprzedzenia pomiędzy poszczególnymi związkami wyznaniowymi w ZKE. Józef Prower zaproponował mi tłumaczenie pewnej taśmy magnetofonowej z języka niemieckiego. Obiecał mi też przesłać kilka egzemplarzy „Biblii dla małych oczu”. Dotarliśmy do dworca kolejowego w Katowicach, skąd o 18:20 odjeżdżał pociąg do Bielska-Białej. Pożegnaliśmy się. Jedyna rzecz była dla nas zakryta: że jest to nasze ostatnie spotkanie. Żegnaliśmy się ze łzami w oczach, całowaliśmy się, obiecując sobie rychłe spotkanie. Po przyjeździe do domu, w tym samym dniu odszedł do Pana. Otrzymałem od Boga tę łaskę, aby się z nim pożegnać. Do pamiętnika, który prowadzę od 1975 r. aż do dnia dzisiejszego napisałem taką lamentację:
„Mój drogi Ziuteczku, serce moje jest skrwawione na skutek twojego nagłego odejścia. Byłeś dla mnie osobiście aniołem chodzącym w ludzkim ciele. Będę Cię nadal miłował, ponieważ tęsknię za Tobą, aż doczekam tej chwili, gdy znowu się zobaczymy i przed całym obłokiem świadków zagramy i zaśpiewamy naszą ulubioną pieśń:
Tam pośród judzkich wzgórz Mój Zbawca zmarł.
Gdy ostry gwóźdź do rąk i nóg się wdarł.
Mój Zbawco skoroś tak ukochał mnie,
Ja chciałbym życiem swym uwielbić Cię.
Żegnaj mój najdroższy!
– Ferdynand”.
(Zapis z dziennika z dnia 12.07.1976 r.)
Jego pokora i miłość do braci i bliźnich nie miała równej sobie wśród nas. Od niego nauczyłem się wielbić Pana. Chwała niech będzie Bogu za takich ludzi.
Ferdynand Karel
Pastor Zboru Zielonoświątkowego „Betania” w Katowicach