Pewien Boży człowiek swoją książkę zatytułował „Ludzie, którzy byli dla mnie błogosławieństwem”. Chciałabym też ku chwale Pana i z wdzięcznością w sercu podzielić się świadectwem o kimś, kogo Bóg postawił na drodze mojego życia. Był nim brat Józef Prower. Moje pierwsze spotkanie z Nim miało miejsce w cieszyńskiej Szkole Muzycznej. Zostałam zaproszona na koncert pedagoga z Bielska. Grał on jakoś szczególnie. Czuło się nie tylko to, że głęboko przeżywa wykonywane przez siebie utwory Bacha, ale też radość z „przemawiania” do publiczności dźwiękami muzyki. A po zakończeniu – ten wzrok, jakim ogarnął przede wszystkim młodzież! Było to w latach 50-tych. Kilku uczniów z klasy skrzypiec pozostało, prosząc o rozmowę z solistą.
Drugie spotkanie miało miejsce u braterstwa Bednarczyków w Krakowie, gdzie spotykaliśmy się w małej grupie osób zaangażowanych w służbę szkółek niedzielnych. Józef Prower tłumaczył tam gościa z Irlandii, Samuela Dohertego. Tu potwierdziło się, że jego serce płonęło miłością do dzieci i pragnieniem zdobywania ich dla Królestwa Bożego, zaś brat Sam był wymodlonym przez niego narzędziem Pana, wychowawcą wielu nauczycieli szkółek niedzielnych z różnych krajów. Pomagał on realizować modlitwy brata Prowera o polskie dzieci i służył w naszym kraju przez blisko 30 lat. Potem były kolejne przyjazdy tego błogosławionego Irlandczyka. Zawsze współpracował z bratam Prowerem, m.in. w Warszawie, gdzie moja 14-letnia wówczas córka zapaliła się do pracy wśród dzieci. Dotąd służy pełnoetatowo w Chrześcijańskim Stowarzyszeniu MED. Starsza córka z radością jeździła do Bielska na niezapomniane lekcje języka angielskiego u braterstwa Prowerów.
Józef Prower, uczeń Pana Jezusa, żył w wewnętrznym przekonaniu, że ma mało czasu i musi go lepiej wykorzystywać. Miał tyle do przekazania ludziom, z których wielu uważało się za chrześcijan, a tak słabo znało Pana Jezusa i prawdziwego Boga Biblii (Flp 3:7-10).
Czynił wszystko z ogromną miłością. Wiele osób jeszcze ciągle korzysta z opracowanych lekcji biblijnych w „Szkicach Biblijnych”, które tłumaczył. Pewnego razu, chcąc przybliżyć moim córeczkom temat miłości, zadałam im pytanie, jak one sobie ją przedstawiają. Z rozpromienionymi oczkami wykrzyknęły: „Miłość? To wujek Prower!”.
Wkrótce, jeszcze za głębokiej komuny, odważyliśmy się zorganizować w naszym domu sześciodniowe szkolenie dla kilkunastu pracowników szkółek. Służyli nam Sam Doherty z Józefem Prowerem, a jego „nawrócone skrzypce” ubogacały zajęcia. Na jego prośbę zgodziliśmy się również na to, by nasz dom był przechowalnią dla tysięcy egzemplarzy literatury chrześcijańskiej przemycanej z Zachodu. Brat Prower wraz z przyjaciółmi odbierał ją w dogodnym czasie, by przekazać ją dalej. Pewną jej część mogliśmy też rozprowadzać na naszym terenie.
Raz w miesiącu służyliśmy z mężem w parafii ewangelickiej w Bielsku: mąż na godzinie biblijnej, a ja prowadząc przygotowania lekcji dla pracowników szkółek niedzielnych. Nie potrafiliśmy sobie wtedy odmówić chwili modlitwy z drogim bratem Prowerem, choć było to kosztem tak potrzebnej mu, poobiedniej drzemki! Ale jak mogliśmy domyśleć się, że jej potrzebuje, kiedy zawsze witał nas serdecznie, z tym szczególnym uśmiechem na twarzy, okazując radość ze spotkania. Mieliśmy jeszcze szereg planów związanych z drogim Przyjacielem, ale niestety, w drodze na spotkania ewangelizacyjne z młodzieżą mazurską dotarła do nas wieść: „Pan odwołał nagle drogiego brata Prowera!”. Moja myśl była taka: „Panie, jak Henocha!” (1 M 5:24).
Długo nam Go brakowało, ale pocieszaliśmy się, że przebywa już u swego umiłowanego Zbawiciela, a my ubogaceni świadectwem jego życia, mamy pokój, radość i pokorną wdzięczność, że wolno nam stać w służbie Pana nieba i ziemi. Co za przywilej! Rodzi to coraz większe pragnienie wyrywania ginących dusz z rąk przeciwnika Bożego. Dzięki Bogu za brata Józefa Prowera!
Helena Lisztwan
Służba wśród dzieci i kobiet w Kościele Ewangelicko-Augsburskim.
Tłumaczenie tematycznych rozważań biblijnych dla odbiorców z różnych kościołów i społeczności.