Po raz pierwszy spotkałem się z Józefem Prowerem w 1965 roku na obozie młodzieżowym w Giżycku. Wykładami biblijnymi usługiwali ludzie z Operation Mobilisation, z Georgem Verwerem na czele. Wykłady miały ogromny wpływ na wszystkich uczestników, a było ich tam ponad 80, z czego kilkadziesiąt podjęło decyzję oddania się Panu. Józef Prower usługiwał w charakterze tłumacza oraz brał aktywny udział w spotkaniach organizacyjnych i modlitewnych ludzi odpowiedzialnych za ten obóz. Zapamiętałem go jako człowieka radośnie oddanego Panu. W późniejszych latach spotykałem go wielokrotnie, przy różnych okazjach, ale niezapomniane wrażenie wywarł na mnie, kiedy będąc w Wałbrzychu w sprawach wydawniczych, odwiedzał nasz zbór i usługiwał Słowem Bożym.
Pewnego dnia szliśmy ulicą w centrum Wałbrzycha. Nagle z parku wybiegło kilku młodych ludzi biegnących za młodzieńcem. Dopadli go tuż obok nas, przewrócili na ziemię i zaczęli okładać sprzączkami pasów. Stałem zaskoczony, przerażony i bezradny. Józef Prower bez namysłu wpadł między nich, odepchnął ich od leżącego człowieka i krzyknął: „Co wy robicie? Chcecie zabić człowieka?!” Czterech młodych ludzi spojrzało na niego, potem na siebie nawzajem i w jednej chwili zniknęli w parku. Pokrzywdzony zerwał się z ziemi i uciekł w prze-ciwnym kierunku. Pozostaliśmy sami. Nie pamiętam dalszej rozmowy. W mojej pamięci utrwalił się jedynie fakt, że Józef Prower nawet nie pomyślał, że występuje sam przeciw czterem mężczyznom i naraża się na poważne niebezpieczeństwo. Przede wszystkim myślał o ratowaniu człowieka. Był pełen Bożej miłości i radości. Wobec zagrożenia życia tego człowieka był odważny jak lew, gotów narazić własne życie. Czyż i w tym nie okazał się podobny do naszego Pana?
Słyszałem o tym, jak pewnego razu jechał pociągiem ze swoimi skrzypcami. W przedziale siedziało trzech mężczyzn, którzy chcieli grać w karty, lecz brakowało im czwartego uczestnika. Zaproponowali mu, by do nich dołączył. Józef Prower uśmiechnął się uprzejmie i odpowiedział, że nie może grać w karty, bo nie ma swoich rąk. Towarzysze podróży spojrzeli na niego, na jego ręce i zdziwieni zapytali: „Jak to nie ma Pan swoich rąk? A te są czyje?”. „To nie są moje ręce, tylko Jezusa, bo Mu je oddałem, a On nie życzy sobie, abym ich używał do gry w karty.” Rozmówcy zaintrygowani taką odpowiedzią zaproponowali mu: „Wobec tego zagraj Pan jakiegoś oberka, to się zabawimy”. „Mój Pan nie byłby zadowolony z takiego używania rąk i skrzypiec.” „A co On chciałby, żeby Pan zagrał?”
Józef Prower wziął więc skrzypce i śpiewając, świadczył o Jezusie. Jego ręce oddane były Panu. Nie tylko jednak jego ręce. On cały oddany był Panu, pełen miłości do Niego i radości płynącej z obcowania z Nim.
Igor Barna
W latach 60-tych lider młodzieży baptystycznej. Wieloletni pastor zborów Kościoła Chrześcijan Baptystów. Obecnie pastor zboru „Maranatha” w Świnoujściu