Poznanie Józefa Prowera było najważniejszym wydarzeniem pamiętnych dwóch tygodni! Został moim tłumaczem i razem podróżowaliśmy po kraju. Był bardzo utalentowanym, pobożnym człowiekiem. Jego znajomość angielskiego była doskonała i uważam go za jednego z najlepszych tłumaczy, jakich miałem. Nie był zwykłym tłumaczem, interpretował i wyjaśniał wszystko, co mówiłem. Czasami mówiłem długie zdanie, a jego tłumaczenie było krótkie. Później wyjaśnił mi, że to, co powiedział, było wszystkim, czego słuchacze potrzebowali. Bywało, że mówiłem krótkie zdanie, a jego interpretacja była długa, aby wyjaśnić dokładnie, co powiedziałem. Miałem do niego pełne zaufanie.
Pod koniec tych dwóch tygodni odwiedziłem go w jego domu w Bielsku-Białej. Zaproponował, abyśmy pomodlili się razem przed moim wyjazdem. Uklękliśmy na podłodze. Po krótkiej chwili milczenia i po mojej modlitwie, Józef zaczął modlić się o dzieci w Polsce. Nie mógł tej modlitwy kontynuować, zaczął płakać, a ja również płakałem razem z nim. To było dziwne spotkanie modlitewne – dwóch mężczyzn szlochających na kolanach; nie wiem jak długo to trwało. Kiedy powstaliśmy, spojrzał na mnie i powiedział: „Sam, jestem gotowy”. Nie zrozumiałem go i zapytałem, co ma na myśli. Odparł: „Bóg powołał mnie, abym dotarł z ewangelią do dzieci w Polsce – i jestem gotów”. Był to początek wspaniałej służby.
Najpierw zaczął tłumaczyć teksty dydaktyczne, które towarzyszyły lekcjom z użyciem flanelografu. Po pewnym czasie przetłumaczył je wszystkie, a przez swoją denominację mógł uzyskać pozwolenie na druk. Każda denominacja mogła drukować corocznie pewną liczbę książek i Józef użył swoich wpływów, aby materiały CEF zostały włączone do planu wydawniczego jego kościoła. I rzeczywiście, wydano ich większość! Tysiące naszych podręczników drukowano i rozprowadzano po całej Polsce. Jednocześnie mogliśmy drukować pomoce wizualne w Kilchzimmer (siedziba główna CEF) i przewozić je przez granicę do Polski. Wkrótce materiały te były rozprowadzane w całej Polsce i używane do nauczania dzieci Słowa Bożego. Część z nich jest nadal wykorzystywana.
Józef i ja widzieliśmy potrzebę szkolenia osób pracujących z dziećmi. W Polsce byli ludzie wierzący, którzy pracowali z dziećmi i którym kwestia ewangelizacji dzieci leżała na sercu. Jednak otrzymywali bardzo niewielką pomoc z kościoła, brakowało im również przygotowania dydaktycznego. Pamiętam, jak przemawiałem kiedyś w jednym z większych ewangelicznych zborów na temat potrzeby ewangelizacji dzieci dopóki są małe – ponieważ mogą być zbawione już jako małe dzieci. Po nabożeństwie podszedł do mnie jeden ze starszych tego zboru, który był jednocześnie jednym z przywódców denominacji i powiedział: „My w Polsce nie wierzymy w to, o czym dzisiaj nauczałeś”. Zapytałem go, w co wierzą. Odparł, że uważają za słuszne nauczanie Słowa Bożego dopiero nastolatków, a gdy dzieci mają około 16 lat, przystępują do ich ewangelizacji. Zrozumiałem, że takie było powszechne podejście do tej kwestii w kościołach ewangelicznych w Polsce, a to uświadomiło mi, jak wiele potrzeba szkoleń dla lepszego zrozumienia, jakie jest nauczanie Biblii w kwestii dzieci.
Wtedy Józef zaproponował, by zorganizować tygodniowe szkolenie w małym zborze baptystów w Krakowie, a ja obiecałem, że przyjadę ponownie do Polski i będę nauczał na tym kursie. Był to rok 1968, kiedy wraz z dwójką innych nauczycieli CEF przybyliśmy na miejsce. Okazało się, że na kurs przyjechało około 30 osób z całej Polski, które chciały dowiedzieć się więcej na temat pracy z dziećmi, nie zważając na to, że warunki były bardzo prymitywne. Wszyscy – nauczyciele i studenci – spaliśmy w kościele! Była to dość niezwykła sytuacja. Poproszono mnie, abym zaparkował swój samochód za kościołem pod drzewami, tak aby był niewidoczny z ulicy. Proszono nas również, abyśmy nie rozmawiali po angielsku na zewnątrz. Pewnego wieczoru podejrzewano, że ktoś ze służby bezpieczeństwa przyszedł na zgromadzenie, jednak alarm okazał się fałszywy.
Docenialiśmy dobrą wolę pastora tego zboru, który pozwolił nam na zorganizowanie kursu w jego kościele. Nie był to dla niego łatwy krok i narażał go na przykrości ze strony komunistycznych władz. W swoim zborze miał małą szkółkę niedzielną dla dzieci i pewnego razu poprosił mnie, abym do nich przemówił.
Chętnie to uczyniłem – oczywiście z tłumaczem. Mała grupka dzieci słuchała z zainteresowaniem. Pod koniec lekcji powiedziałem dzieciom, że jeśli któreś z nich chciałoby zaufać Panu Jezusowi jako swojemu Zbawicielowi, powinny zaczekać, a ja po zakończonym spotkaniu z nimi porozmawiam. Dzieci zaczęły wychodzić, ale dwóch chłopców zatrzymało się z wahaniem. Podszedłem do nich i zapytałem, czy czegoś chcą. Obaj jednocześnie krzyknęli: „Chcemy być zbawieni”. Miałem przywilej doprowadzenia ich obu do Pana za pośrednictwem tłumacza. Później zaproponowałem, żeby poszli wraz ze mną do pastora i powiedzieli mu o swojej decyzji. Tak też zrobili i widziałem, jak w trakcie tej rozmowy po policzkach pastora spływają łzy. Co się okazało? Jeden z tych chłopców był jego dziesięcioletnim synem.
Józef Prower był jednym z polskich chrześcijańskich przywódców. Był nawróconym Żydem i bardzo utalentowanym człowiekiem. Mówił płynnie czterema językami – po polsku, angielsku, niemiecku i rosyjsku. Był profesorem muzyki i genialnym skrzypkiem. Był również dobrze znanym kaznodzieją, poetą i autorem hymnów. A także doskonałym tłumaczem. Czułem się bardzo uprzywilejowany, mając jednego z najbardziej utalentowanych chrześcijańskich przywódców w Polsce za towarzysza.
Największe wrażenie wywarło na mnie jego chodzenie z Bogiem. Sądzę, że Józef był najbardziej pobożnym człowiekiem, jakiego spotkałem czy miałem przywilej poznać. Kiedy przebywałeś w jego obecności wiedziałeś, że przebywasz z mężem Bożym. Promieniował radością. Pamiętam, jak spacerowałem z nim po jego rodzinnym mieście, Bielsku-Białej, a za nami podążał tajniak, który nieustannie go śledził. Józef pokazał mi go. Co zrobił później? Podszedł do swego wroga, przywitał się i wyraził nadzieję, że on i jego rodzina mają się dobrze. I mówił to naprawdę szczerze. Biedny milicjant nie wiedział, co odpowiedzieć.
Józef odszedł do Pana w wieku pięćdziesięciu dziewięciu lat. Jakież powitanie musiało go tam oczekiwać!
Samuel Doherty
Wieloletni przywódca Społeczności Ewangelizacji Dzieci w Europie. Obecnie zajmuje się pisaniem książek dla ewangelistów i nauczycieli dzieci.